Choć The Midnight Gospel parę miesięcy już ma, to trzeba przyznać, że mimo wszystko pachnie nowością. Nowością, która daje o sobie znać nawet długo po zakończeniu seansu. Prawdopodobnie, gdybym nie ujrzała fragmentu wcześniej przeze mnie już obejrzanej serii, to dzisiaj po tej długie rozłące zapewne powitałabym Cię, Drogi Czytelniku, czymś zupełnie innym.
Nie przedłużając, zanurzmy się w niemalże halucynogennych klimatach.
The Midnight Gospel może przyciągnąć widza dość wyjątkową paletą kolorów i stylem animacji.
Produkcja należy do stosunkowo nietypowych, ze względu na te wymienione wyżej aspekty. Duncan Trussel (przede wszystkim znany jako komik i aktor głosowy) i Pendleton Ward (twórca między innymi animacji "Adventure Time!" - "Pora na Przygodę!".) zadbali, by był to niebanalny projekt, mieszając psychodeliczne barwy, z zaburzoną perspektywą, delikatnością słonia i odrobiną filozofii.
Niektórzy przypuszczaliby, iż powstanie pseudoartystyczny miszmasz, od którego wręcz kręci się w głowie. Tymczasem stało się coś zupełnie przeciwnego, gdyż - na przekór sceptykom - światło dzienne ujrzała animacja posiadająca tzw. "drugie dno".
Bohaterem dzieła jest Clancy - wolny duch, szukający większego targetu (i przy okazji spełnienia artystycznego) vloger w kosmosie. W tym celu, za pomocą wykupionej za pieniądze siostry machiny, przenosi się na inne planety, by porozmawiać z mieszkańcami.
Rozmowy te, jak i sami rozmówcy, są pozornie dość zwyczajne, a przy tym tak wyjątkowe. Można wręcz odnieść nadzieję, że podróżuje się jeszcze dalej, niż zakładałby odcinek, poznajemy świat z perspektywy gościa danego epizodu.
A tematy są przeróżne. Tak jak bohaterowie.
Z pewnością nie spotka się tutaj zwykłych postaci. Każda jest barwna i odstaje na tle innych. Przy tym, od dialogu o takich sprawach jak narkotyki (z prezydentem miasta podczas apokalipsy zombie), śmierć (ze zwierzęciem wyglądającym jak hybryda psa i jelenia (?)), inspiracja, magia, medytacja (z pewnym wąsatym jegomościem, który zmienia stan skupienia), odciągać może to wszystko, co dzieje się w tle. Tam bowiem można ujrzeć nierzadko cały krąg życia czy i sam poród.
Niewątpliwie, jest to coś, co wymagało dużych pokładów wyobraźni. Absurd goni absurd.
Istotną ciekawostką tutaj jest fakt, iż te rozmowy nagrywano w formie podcastu, niekiedy znacznie wcześniej. Umożliwiło to np. twórcy rozmowę z dawno zmarłą na nowotwór matką.
Tenże zapis posłużył jako hołd dla rodzicielki Duncana.
Przy tym, rozmowa ta to oswajanie się ze świadomością nadchodzącej śmierci bliskiej osoby. To godzenie się z tym aspektem życia i swoista forma terapii - co zrobić, gdy ukochany człowiek rodziny odchodzi?
Płakać, jak mówi i matka Duncana. Płakać i nie dusić w sobie emocji. Bo to ludzkie. Bo to normalne.
Bycie silnym nie oznacza, że nie można pozwolić sobie na płacz. Ten przecież bywa niczym katharsis - oczyszcza i pozwala przełknąć gorycz. Emocje i żal to coś niezwykle potrzebnego na tym łez padole i warto o tym pamiętać. Bez "czas leczy rany" czy też "dużo siły" - czasem to po prostu nie wystarczy.
Zamiast tego przydałoby się zwyczajne "masz tyle czasu, ile potrzebujesz". Ewentualnie polecam "jestem tu dla ciebie".
Żałoba to żałoba.
Kto wie, czy aby nie za to tak polubiłam "The Midnight Gospel".
Nieważne, ile bezsensu i paradoksów tam upchnięto, jak dziwna byłą ta kreska. Nieważne, że tak dobrze oglądało (i słuchało) tego do spaghetti. Ten serial to taka błyskotka na dnie szuflady - warto się do niej dogrzebać, by w końcu zobaczyć, jak świeci.
Nawet jeśli tylko miałoby dotyczyć jednego aspektu produkcji.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Adnotacja: Wszystkie źródła podane w tekście.
PS: Dziewucho, jeśli to czytać, to po pierwsze chciałabym podziękować, że wytrwałaś do końca, a po drugie powiedzieć, że jestem, by okazać Ci wsparcie. Wiem, że cierpisz.
Tak jak pisałam, nie duś w sobie niczego. Może wkrótce będzie lepiej. Tego Ci jak najbardziej życzę.
Brzmi tak dziwnie, że aż niesamowicie :D Bardzo intryguje...
OdpowiedzUsuńMiło, że znów jesteś!
Lubię wszelkie dziwadła. :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, takie to dziwne i oryginalne, że aż fascynujące!
OdpowiedzUsuńokularnicawkapciach.wordpress.com
Ach, miałam przyjemność zapoznać się już z tą produkcją. Było to w maju, gdy wieczory robiły się długie, a ja dopiero skończyłam Ricka i Morty'ego. Przez tą okoliczność miałam nieco inne oczekiwania wobec tego serialu, ale mimo wszystko, mimo pierwszych negatywnych wrażeń i właściwie to nawet rozczarowań, dałam się finalnie pozytywnie zaskoczyć. Było to za sprawą kilku dialogów oraz ostatniego odcinka. Ten ostatni, jak sądzę, stanowczo poziomem odbiega od swoich poprzedników. Może to za sprawą wzruszeń, jakie nam funduje, może za sprawą unikalnej więzi głównego bohatera z matką... wiem na pewno, że w ich rozmowie odnalazłam odpowiedzi na wiele pytań. Może to jest jeszcze jedna zaleta tej produkcji? Każdy z nas może odnaleźć w tych dialogach coś dla siebie. Nawet, jeśli w wielu miejscach odniosłam wrażenie "przeintelektualnienia" hah.
OdpowiedzUsuńOdnośnie samej animacji - prawdopodobnie to celowy zabieg, ale róż, wszelkie fiolety i czerwienie aż przytłaczają, dławią niczym wata cukrowa. Brak wyraźnych krawędzi za to umożliwia stworzenie niewiarygodnych często przekształceń, iluzji optycznych, które mimo swej abstrakcji - wciąż przerażają niczym Solaris Lema.
Nie zdawałam sobie sprawy z autobiograficznych wątków tej produkcji. Niesamowity fakt, daje do myślenia...
Końcowe adnotacje ocieplają serduszko. Jak miło, że są jeszcze tacy ludzie gdzieś po dobrej stronie Internetu!
Czekam na kolejne posty, pozdrawiam! xx
oj ja kocham takie dziwności xd fascynują mnie tego typu twory;p
OdpowiedzUsuńZdecydowanie zachęciłaś mnie do obejrzenia.
OdpowiedzUsuńNie pamiętam kiedy oglądałam jakiś film animacyjny. Ten o którym wspominasz, zapowiada się ciekawie .
OdpowiedzUsuńOd razu mi się z Adventure Time skojarzyło, które swoją drogą ostatnio tez mnie wciągnęło. Te dziwne absurdalne wręcz baki często mają swoje drugie dno, ukryte przesłanie. Z pewnością tę również obejrzę :)
OdpowiedzUsuńAbsurdy potrzebne są aby skojarzyć sobie jak bardzo banalni jestesmy
OdpowiedzUsuń