niedziela, 28 lipca 2019

#4



Witaj w moich skromnych literackich progach, Drogi Czytelniku!

Dziś będzie trochę inaczej.

W związku z ostatnimi wydarzeniami i małym mętlikiem w mojej głowie postanowiłam napisać coś od siebie, lecz nie mam tutaj na myśli notki. Od razu zaznaczam, że za żadne skarby nie stawiam się w roli moralizatora czy też mędrca, a jedynie wypluwam za pomocą klawiatury to, co leży mi na sercu.

Otóż, wydarzenia pokroju tego, co nie tak dawno temu stało się na marszu w Białymstoku, jak i innych marszach/demonstracjach/manifestacjach/zbiórkach w przeszłości, tylko utwierdzają mnie w tym, jak bardzo obawiam się nienawiści. I tak, jestem świadoma, że może zabrzmieć
to nieco ckliwe, przez co wydźwięk całej mojej wypowiedzi stanie się dla niektórych nawet
i negatywny. Jednak, nie zamierzam zatrzymać się w tym miejscu i skończyć wywód, gdyż uważam, że mając do dyspozycji taki środek, jakim jest blog, mogę dorzucić swoje parę groszy. Nieważne, jak to zabrzmi.

Boję się tego, ile  tej wyżej wspomnianej nienawiści może siedzieć w człowieku; jak daleko jest on w stanie się posunąć tylko dlatego, że coś okaże się dla niego "zbyt inne". 

Tutaj nawet nie chodzi o walkę w imię własnych poglądów, ale o jawny atak na drugą osobę. Dlaczego? Dlatego, że stoi po przeciwnej stronie barykady i ma odmienne poglądy? Dlatego, że wygląda nie tak, jak "powinien wyglądać"? Mówi w innym języku? Ubiera się w inny sposób? 

A może chodzi tu o zachowanie?

I nie, po raz kolejny zaznaczam: nie chodzi mi o "nawracanie" lub zmienianie czyjegoś światopoglądu "na siłę". Chodzi mi o to, by Osoba czytająca to, zdała sobie sprawę, iż uciekanie się do przemocy w jakiejkolwiek formie przeraża i.. wyniszcza. Zamiast akceptacji albo chociaż tolerancji, uciekamy się do czegoś, co potrafi zostawić po sobie odór jeszcze przez bardzo długi okres po zdarzeniu. Zamiast jednoczyć, to coraz bardziej się dzielimy. 

Naprawdę, czy nie jesteśmy w stanie pojąć w końcu, że nienawiść to zguba? 
Życie z czymś takim w sercu sprawia, iż coraz bardziej staczamy się w dół. 
I tak, piszę to, jako pacyfistka, (być może) idealistka, ale jeśli ma to doprowadzić do dyskusji czy rozmyślań, 
(a może i zostawić ślad gdzieś tam w środku), to nie widzę sensu duszenia w sobie tego.  Może to patos, może bełkot - nieważne.

Jeśli takie rzeczy są jedynie początkiem, to co będzie dalej?

Boli mnie to, ponieważ chcę czuć się dobrze we własnym kraju, a wiem, iż z takim podejściem do drugiego człowieka, to będzie trudne zadanie.

 Zapraszam więc do dyskusji i dzielenia się pozytywną energią. Przyjmę wszystko.

Peace!
lipca 28, 2019 / by / 6 Comments

6 komentarzy:

  1. Szczęście w nieszczęściu polega na tym, że nie jesteś w tym poglądzie osamotniona.
    Coraz częściej mam wrażenie, że brak realnego- dotykającego bezpośrednio- zagrożenia, szybko przekierowuje "energię" na niesłuszne cele.
    Ci "obrońcy wartości"... cóż. Zapominają chyba, że po tej drugiej stronie barykady stoi człowiek. Potencjalnie, czyjaś siostra, syn, itd.
    Tępa chęć, by stać po jakieś stronie, by pokazać- wątpliwie- swoją wartość przysłania zwykłą zdrową ocenę sytuacji. I ludzką przyzwoitość.

    Wiele by można o tym powiedzieć, ale - i śmiało wskoczę w buty osoby oceniającej - ... czy osoby zachowujące się jak ci w Białymstoku w ogóle biorą pod uwagę czyjąś opinię? Czy czytają cokolwiek co nie jest ich własnymi słowami lub twardą doktryną wiadomej treści?
    Wątpię.
    Mimo wszystko cieszę się, że podzieliłaś się obawami, słusznymi z resztą.
    Babeczka z kruka, choć dziś ma gorzkie nadzienie, to warto spróbować :)

    Ana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przy długiej ulicy stoją domy. Każdy odrodzony i wokół każdego biega broniący go pies. Takich domów wiele, jeden obok drugiego i przy każdym , mniej lub bardziej niebezpieczny obrońca. Ludzie chodzą tą ulicą. Jada autami, rowerami. Są tacy, którzy nie mają pojęcia że za ogrodzeniami są psy. Cisza, spokój aż nagle na ulicy pojawia się ...człowiek z kijem. Wali w płoty, drażni psy, doprowadza je jeden po drugim do piany na ustach. Robi to by znaleźć słaby punkt, by któryś pies wyskoczył, ugryzł, pogryzł itp. Dalej będzie już łatwiej bo w zgodzie z prawem doprowadzi do sytuacji ,że żadnego domu nic nie będzie pilnowało a wtedy wejdzie i zrobi w tym domu co zechce. Takie to wydarzenia pani wspomina. Nie chcę doczekać chwili gdy żadnego domu nic nie będzie broniło. Żadnych zasad, praw. Objazdowy cyrk tłucze po kratach domów....ciąg dalszy, już opisałam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak miłości na świecie. Za to pogarda ma się dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm poważny temat. Ciężko mi się wypowiedzieć. Ja zawsze wyznawałam zasadę, żyj i daj żyć innym oraz traktuj innych tak jakbyś sama chciała być traktowana. Prawdziwie w życiu nienawidziłam tylko Brady'ego Hartsfield'a, jeśli można nienawidzić postaci z książki. Osobiście nigdy nie rozumiałam tego problemu, bo ktoś jest inny. Przecież to właśnie inność sprawia, że nie jest nudno :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawie to rozpisałaś w tym temacie

    OdpowiedzUsuń
  6. We mnie relacje z tego zdarzenia wywołują podobne uczucia. Nie wyobrażam sobie powodu, dla którego byłabym w stanie w kogoś rzucić petardą. Takie sytuacje brzmią wręcz... Abstrakcyjnie.

    Zawsze w takich chwilach przypomina mi się piosenka z dzieciństwa, "People are people" zespołu Depeche Mode, która dotyczy właśnie nienawiści. I słowa śpiewane przez Martina Gore'a (w tłumaczeniu) "Nie mogę zrozumieć/ co sprawia, że człowiek/ nienawidzi drugiego człowieka/ pomóż mi zrozumieć"...

    I przez tyle lat nienawiści jeszcze nikt mi zrozumieć nie pomógł...

    OdpowiedzUsuń


Nie pogardzę drobną pamiątką w postaci konstruktywnego komentarza, który odnosi się do przedstawionej treści.
Często też odpowiadam, przez co może wywiązać się ciekawa dyskusja - ten element lubię najbardziej.

Zbłąkane duszyczki