wtorek, 13 sierpnia 2019

Ballada o nieślubnym dziecku - trochę o początkach Leonarda Da Vinci (Leonardo Da Vinci #1)


"W historii ludzkości niewiele było miejsc stanowiących bardziej inspirujące środowisko
do rozwoju kreatywności niż piętnastowieczna Florencja. Za czasów Leonarda nie mogło się
z nią równać żadne miasto na świecie.(..) Piękna Florencja łączy w sobie wszystkie siedem cech miasta idealnego - pisał Benedetto Dei w 1472 roku, czyli wtedy, gdy mieszkał tam Leonardo. - Po pierwsze cieszy się zupełną wolnością; po drugie, ma liczną populację, a mieszkańcy są zamożni i noszą eleganckie odzienie; po trzecie, położona jest nad rzeką o czystych wodach, a w obrębie jej murów pracują młyny; po czwarte, sprawuje kontrolę nad licznymi zamkami, miasteczkami i dobrami ziemskimi; po piąte, posiada uniwersytet, gdzie naucza się zarówno greki, jak i rachunkowości; po szóste, ma mistrzów w każdej ze sztuk; po siódme, dysponuje bankami i przedstawicielami handlowymi na całym świecie".



  Nikogo nie zszokuje zatem, gdy napiszę,
że późniejszy jeden z czołowych przedstawicieli renesansowego malarstwa miał dużo szczęścia, jeszcze zanim przyszedł na świat. Szczególnie jako dziecko
z nieprawego łoża.

Złoty wiek bękartów

Jest rzeczą niezwykłą - pisał Pius - że w całej historii tego rodu nie zdarzyło się ani razu, by na tronie książęcym zasiadł jego prawowity dziedzic; synowie ich kochanic mieli pod tym względem znacznie więcej szczęścia niżli synowie ich żon. (Papież Pius II o dynastii Este - cytat ten być może lepiej przedstawi Ci sytuację nieślubnego potomstwa)  (Źródło: Isaacson, Walter "Leonardo Da Vinci; przekł. Michał Strąkow; Wyd. Insignis, 2017, str. 43)
Chcąc bardziej zagłębić się w historię archetypu człowieka renesansu, jakim był Leonardo, nie trzeba długo szukać - wystarczy spojrzeć na samo "nazwisko", które w rzeczywistości tak do końca nazwiskiem nie jest, a czymś bardziej na kształt rodowodu, "Da Vinci" bowiem znaczy tyle co "z miejscowości/miasta Vinci".
W tamtych czasach tworzenie takich "nazwisk"stanowiło normalną praktykę; zwykło się przyjmować nazwy obszaru, z którego się pochodziło.
Nie inaczej było oczywiście w tym przypadku; zarówno ojciec Piero, jak i jego późniejszy potomek dumnie obnosili się ze swego rodzaju przynależnością do jakże szlachetnego miasta, Vinci.

No dobrze, ale zacznijmy od początku, Drogi Czytelniku. "Co było na początku?" - być może zapytasz.

Romans. Na początku był romans. I to nie byle jaki - romans notariusza z dość wpływowej i szanowanej wśród włoskiej społeczności rodziny oraz wiejskiej dziewczyny,  szesnastoletniej Cateriny Lippi, biednej sieroty bez "odpowiedniego" wykształcenia. 
Owoc tego związku, syn, przyszedł na świat podczas wiosny 1452 roku. 
Choć wydawałoby się, że tak szlachetna rodzina jak ta z Vinci właśnie, w której razem z paczką genów przekazywało się zawód notariusza, nie będzie chciała mieć z bękartem
nic wspólnego, to los zadecydował inaczej.

Wszystko potoczyło się trochę jak w bajce.

Zdarzyło się bowiem tak, iż dziecko zostało uznane, a jego pojawienie się świętowano, wyprawiając chrzciny, które mogło zobaczyć całe miasto. Tak Antonio Da Vinci, dziadek malca był z niego dumny, że nie dbał o kwestie związane z pozamałżeńskim poczęciem - inaczej przecież nie zanotowałby tego w księdze zawierającej historię rodu, prawda?
1452: w sobotę dnia 15 kwietnia w trzeciej godzinie nocy urodził mi się wnuk, syn mego syna, Piera. Nosi imię Leonardo.  (Źródło: Isaacson, Walter "Leonardo Da Vinci; przekł. Michał Strąkow; Wyd. Insignis, 2017, str. 39)

I choć dla rodziny był tak samo kochany jak każdy inny potomek, to w oczach ludności Leonardo od samego początku należał do grupy "nieczystych", wyrzutków, siłą spychanych na sam dół konstruktu (a jakże!) społecznego. Nikogo nie obchodził fakt poczęcia z czystej miłości czy też uznanie wśród krewnych jako równego - prawnie Leonardo, syn Piera 
Da Vinci był tylko i wyłącznie bękartem, mogącym marzyć o majątku i przywilejach związanych z życiem w rodzinie notariuszy.
Zatem, jak już mogłeś wywnioskować, Drogi Czytelniku, nasz bohater nie mógł zostać notariuszem, a co za tym idzie - kontynuować tradycji. Musiał więc znaleźć sobie inne zajęcie.

Szkic ptaka

Młody Da Vinci niespecjalnie przejął się straconą karierą w rachunkowości -  co prawda,
ze swoją prokrastynacją oraz skłonnością do grania ze skupieniem, w kotka i myszkę, daleko by w niej nie zaszedł. Zresztą, o samym jakimkolwiek wyższym wykształceniu nie było mowy z powodu jego statusu i swego rodzaju zawieszeniem między przynależnością do renesansowego świata, a izolacją od niego (ach, biedne bękarty -  lekko nie miały, co już zostało podkreślone).
Chcąc nie chcąc, uczył się jedynie w szkole rachunkowej - reszty nauczył się od ojca, ewentualnie  już sam, wyostrzając zmysły i rozbudzając ciekawość świata.  

Bycie samoukiem pozwoliło mu na dostosowanie metody rysunku do własnych potrzeb:
Rysował zawsze od prawej do lewej strony, tak aby nie rozmazywać ręką naniesionych na papier linii. Większość artystów podczas cieniowania rysunku metodą kreskowania wykonuje ukośne pociągnięcia ku górze w prawo, przez co ich kreski wyglądają tak: ///. Kreskowanie na rysunkach Leonarda jest jednak inne, ponieważ kreski biegną na ukos ku górze w lewo, o tak: \\\. (Źródło: Isaacson, Walter "Leonardo Da Vinci; przekł. Michał Strąkow; Wyd. Insignis, 2017, str. 69)
Człowiek Wirtuwiański
Mimo to, należy zaznaczyć, że nie traktowano leworęczności jako skazy, upośledzenia - wprost przeciwnie; o mańkutach nie zapomniano nawet w podręcznikach, co nie oznacza od razu pełnej społecznej akceptacji: po prostu traktowano ich jako dziwaków.

Piero, widząc talent i zaangażowanie latorośli, postanowił poszukać mu odpowiedniego mentora.
Traf losu sprawił, iż notariusz spotkał się z Andreą del Verrocchio - poważanym artystą. Ten,  po ujrzeniu prac chłopaka, zgodził się przyjąć przyszłego mistrza, by uczyć go rysunku i wszelakich technik plastycznych. Leonardo liczył sobie wtedy 14 wiosen.

Sam nauczyciel miał dość ciekawe podejście do nauczania; zwykł rozmawiać
z podopiecznymi o wszystkim, jednak nie po to, by rozbudzać ich ciekawość - nie o to mu chodziło.Tak się bowiem  składa, iż prowadzona przez niego pracownia miała "zapewnić stały dopływ łatwo zbywalnych, poszukiwanych przez klientów artefaktów".

Dawid Da Vinci

W trakcie nauki u mistrza del Verrochio Leonardo zdążył  nawet zapozować do dzieła,
a przynajmniej takie są przypuszczenia niektórych historyków sztuki, zwłaszcza,
że (przykładowo oczywiście) tworzenie rzeźby zbiegło się w czasie z latami nauki młodego
Da Vinci u artysty.

Dawid Verocchia nie należy do rzeźb typowo renesansowych - nie przedstawia wyidealizowanego, dobrze zbudowanego mężczyzny ( z zachowaniem realizmu
i fascynacją ludzkim ciałem oczywiście), gotowego do pojedynku z bestią, a młodego bardzo chudego człowieczka z bujną czupryną i ostrzem w ręku. 


Dawid - rzeźba autorstwa Verrocchia

Zatem, można by rzec, że prócz szlifowania artystycznego warsztatu, Da Vinci stał się modelem.

Jednak ze szkoły miejscowego rzeźbiarza, Leonardo "wyniósł" coś jeszcze: uwielbienie do geometrii,  a motyw geometrycznych wzorów właśnie, wykorzystał później w Człowieku witruwiańskimMinęło trochę czasu, a Leonardo - po odebraniu wszystkich nauk i pracy nad zleceniami w pracowni szanowanego twórcy z innymi uczniami - był gotowy, by samodzielnie przyjmować zlecenia.

A takie miały nadejść wkrótce, gdyż Piero po zapoznaniu się z umiejętnościami latorośli, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce...                                                     





Adnotacja: Materiał do tego tekstu ogranicza się tak naprawdę do jednej książki - biografii artysty, autorstwa Waltera Isaacsona  (Isaacson, Walter "Leonardo Da Vinci; przekł. Michał Strąkow; Wyd. Insignis, 2017)

sierpnia 13, 2019 / by / 11 Comments

11 komentarzy:

  1. Gdyby Leonardo został notariuszem, byłaby to niepowetowana strata dla naszej kultury :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zadziwiający są tacy straceńcy jak Leonardo. Pomysły to jedno ale pracowitość to coś o wiele bardziej przydatnego kolejnym pokoleniom. Mędrców jest wielu, leniwych, znużonych, zmęczonych . Genialnych ale ..."nieistniejących ". Tutaj talent i pracowitość a ,że różne drogi do różnych miejsc...ot życie. Ja co prawda z prawego łoża ale przecież nikt tego nigdy nie weryfikował i nigdy w wątpliwość nie poddawał ...tyle ,że mi tej pracowitości bardzo ale to bardzo brakuje przez co świat zostanie bez wielu rzeczy, które mogłam mu dać a z lenistwa nie dałam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Leonarda kojarzę, jak pewnie każdy, ale o jego życiu nie miałam pojęcia.

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo fajnie mi się czytało:D taki typ lektury jak opowieści gawędziarza:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiedziałam trochę o jego życiu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajny wpis, dowiedziałam się z niego sporo ciekawostek, o których wcześniej nie słyszałam. Mi również dobrze czytało się ten post. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. bardzo lekko się czytało :)
    okularnicawkapciach.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Teraz każdy niewierny mąż może się tłumaczyć, że gdyby ojciec Leonarda nie miał kochanki nie byłoby na świecie tak genialnego artysty ;). Sam Da Vinci miał sporo szczęścia co do miejsca i czasu, gdzie przyszedł na świat. Akceptacja bękartów i mańkutów na pewno sporo mu pomogła. Miał tez szanse rozwijać swój talent. Ciekawie piszesz, niewiele wiedziałam o jego życiu :) Czekam na dalszy ciąg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wikipedia i inne źródła oferują całą jego biografię, więc po co czekać?

      Usuń


Nie pogardzę drobną pamiątką w postaci konstruktywnego komentarza, który odnosi się do przedstawionej treści.
Często też odpowiadam, przez co może wywiązać się ciekawa dyskusja - ten element lubię najbardziej.

Zbłąkane duszyczki