niedziela, 6 stycznia 2019

Kurczak ze śliwkami po francusku - (nie do końca)recenzja #1

 Na samym początku, Drogi Czytelniku, pragnę zaznaczyć, że to odstępstwo od normy (tj. treść posta) jest wynikiem subiektywnych przeżyć związanych z drobiem. Przynajmniej na ekranie - bo widzisz, Drogi Czytelniku, są rzeczy, które nie opuszczą myśli człowieka, nieważne, jak bardzo by chciał.
W przypadku pewnej ptaszyny jest to właśnie ten film.





Duet Marjane Satrapi i Vincenta Paronnauda może się - szczególnie wielbicielom animacji i kina francuskiego - kojarzyć z takiej produkcji jak "Persepolis" z 2007. roku.  Zarówno w dziele noszącym nazwę starożytnego miasta, jak i "Kurczaku ze śliwkami" widz przenosi się do Iranu (dokładniej Teheranu), który staje się otoczeniem może nie do końca osobliwym, niemniej dodającym klimatu obydwu historiom.
Tyle, że "Kurczak" z 2011. roku, nie ukazuje bynajmniej wątku autobiograficznego,  - mowa tutaj o historii niezwykle utalentowanego skrzypka - Nassera Aliego - Khana (w tej roli Mathieu Amalric), który po kłótni z żoną (Maria de Medeiros), decyduje się zakończyć swój żywot. "Cóż się stało?", zapytasz zapewne, Drogi Czytelniku. Otóż, wybranka głównego bohatera niszczy jego ukochany instrument pod wpływem emocji. 
Jako że są lata 50', kupno drugich skrzypiec jest zadaniem wręcz niemożliwym (zresztą, patrząc na ceny modelu Stradivariusa, to nawet w dzisiejszych czasach nie byłoby łatwo), co dodaje tragizmu całej sytuacji.

Na zdjęciach: Maria de Medeiros jako Faranguisse


Nie pozostaje nic innego, jak leżąc w łóżku i wartościując swoje życie, czekać na śmierć.
I nie, nawet ulubiona potrawa skrzypka, w postaci kurczaka ze śliwkami właśnie, nie pomoże.





W taki oto sposób "Kurczak ze śliwkami" pozwala bardziej zagłębić się w los artysty, ukazując potęgę miłości i silę, z jaką wpływa na człowieka. Nie ma się czemu dziwić, w końcu to "danie" to dramat, który "nie korzysta z półśrodków". Ludzie kochają w nim do końca świata, słońce świeci, świętując spełnione uczucie, albo gaśnie pod przymusem.
Widać tutaj zabawę formą, swoiste "lepienie z gliny" w celu stworzenia obrazu przesyconego klimatem z nutką nostalgii i melancholii - kolorystyka, sceneria i muzyka (której autorem jest Olivier Bernet) zdają się tworzyć spójną całość, ładnie podkreśloną czarnym humorem.


Jednak, Drogi Czytelniku, zdaję sobie sprawę,  że nie każdemu taki zabieg odpowiada, szczególnie, iż w niektórych momentach film może wydawać się zbyt długi, ciągnący się jak makaron spaghetti, a postacie mogą dla Ciebie zacząć wykazywać symptomy "choroby Szekspira", gdzie rzeczywistość staje się przesycona wręcz dramatem i bólem. 

Przecież nie wszyscy gustują w depresyjnym obrazie.


Na zdjęciu: Mathieu Amalric jako Nasser - Ali Khan


Mimo to, uważam ten film za coś naprawdę wartego uwagi, a osobom, które (tak jak ja - niech to szlag!) łatwo się wzruszają, doradzam zaopatrzenie się w pudełko chusteczek. 

Do tego, zalecam "wyłapywanie" szczegółów, gdyż w tej zabawie formą z Satrapi i Parronaudem za kamerą,  te szczegóły mają znaczenie.
Jeśli Tobie zaś, Drogi Czytelniku, nie odpowiada taki gatunek (lub kompletnie nie zgadzasz się z moim literackim bełkotem po zapoznaniu z dziełem), to mam dla Ciebie propozycję:

zacznij od zupy.



stycznia 06, 2019 / by / 1 Comments

1 komentarz:

  1. wiedziona smakiem kurczaka ze śliwkami, przysiadłam a tu jednak , przepis na wysiłek z mojej strony. Mimo wszystko było mi miło.

    OdpowiedzUsuń


Nie pogardzę drobną pamiątką w postaci konstruktywnego komentarza, który odnosi się do przedstawionej treści.
Często też odpowiadam, przez co może wywiązać się ciekawa dyskusja - ten element lubię najbardziej.

Zbłąkane duszyczki